Mamy dziś kryzys porównywalny z tym z lat dwudziestych ubiegłego wieku - jego konsekwencje będziemy odczuwać przez dekadę lub dłużej. To także pierwszy kryzys epoki infotaiment, cały świat śledzi go na żywo. Na naszych oczach rodzi się przyszłość – mówi nam w ramach cyklu #CzwartkowePRaktyki Andrzej Kubisiak z Polskiego Instytutu Ekonomicznego
Chyba nie musimy już pytać, czy pandemia zmieniła nasze życie zawodowe, wiemy, że zmieniła. Zacznijmy więc jak u Hitchcocka – czy polska gospodarka przetrwa koronawirusa?
Oczywiście przetrwa, pytanie tylko w jakim będzie stanie. Tego dziś tak naprawdę nikt nie wie. Każdy kto dziś próbuje to zdiagnozować, musi co chwilę zmieniać dane w swoich założeniach i modelach. Dynamika rozwoju sytuacji jest zbyt duża i wciąż jest zbyt dużo niewiadomych.
Problemem jaki dostrzegam – także w zakresie komunikacji – jest to, że nagle okazuje się, że praktycznie każdy zna się na epidemiologii. To tak jak z piłka nożną czy ostatnio tenisem – prawie każdy po krótkiej chwili czuje się w tym temacie ekspertem. Niestety ekonomiści często to próbują diagnozować rozwój epidemii, korzystając przy tym z naprawdę dobrych modeli matematycznych. Jednak problem polega na tym, że założenia tych modeli są zbyt stałe lub obarczone zbyt dużym marginesem błędu. A błąd statystyczny w przypadku, kiedy chodzi o zdrowie i życie ludzi to naprawdę poważny problem.
Podsumowując – dziś to rozwój epidemii determinuje to, w jakiej kondycji będzie gospodarka. Dlatego tak trudno jest przewidywać przyszłość. I dlatego trzeba zawsze ostrożnie podchodzić do wszelkich prognoz.
Problemem jaki dostrzegam – także w zakresie komunikacji – jest to, że nagle okazuje się, że praktycznie każdy zna się na epidemiologii. To tak jak z piłka nożną czy ostatnio tenisem – prawie każdy po krótkiej chwili czuje się w tym temacie ekspertem. Niestety ekonomiści często to próbują diagnozować rozwój epidemii, korzystając przy tym z naprawdę dobrych modeli matematycznych. Jednak problem polega na tym, że założenia tych modeli są zbyt stałe lub obarczone zbyt dużym marginesem błędu. A błąd statystyczny w przypadku, kiedy chodzi o zdrowie i życie ludzi to naprawdę poważny problem.
Podsumowując – dziś to rozwój epidemii determinuje to, w jakiej kondycji będzie gospodarka. Dlatego tak trudno jest przewidywać przyszłość. I dlatego trzeba zawsze ostrożnie podchodzić do wszelkich prognoz.
Jak wiadomo prognozy często kreują rzeczywistość, czy to co media mówią o sytuacji i jak relacjonują sytuacje może wpływać na kryzys?
Warto przypomnieć, że w 2009 roku – w czasie globalnych problemów na rynkach finansowych, Polacy w zasadzie nie uwierzyli w kryzys. W konsekwencji w małym stopniu ograniczyli konsumpcję i popyt wewnętrzny w naszym kraju był duży – co w połączeniu z wyraźnymi transferami od polskich emigrantów pozwoliło nam relatywnie bezboleśnie przejść przez ówczesny kryzys.
Obecny kryzys jest jednak zupełnie inny. Po pierwsze przyszedł nagle, po drugie – dotyczy każdego z nas. W pierwszym kwartale mieliśmy – praktycznie z dnia na dzień – zaciągnięcie hamulców w całej światowej gospodarce. Drugi kwartał być dla gospodarek wszystkich państw bardzo trudny. Ale to był też etap wdrażania różnego rodzaju planów i pakietów pomocowych, dzięki czemu można było zauważyć pewnego rodzaju odbicie gospodarcze. Ale to jednak okazało się zbyt mało, aby ustabilizować sytuację. Ciekawym przykładem może być Szwecja, która zdecydowała się nie zatrzymywać gospodarki. Jednak mimo braku odgórnych obostrzeń, ludzie i tak zamknęli się w domach, bezrobocie wzrosło i dziś sytuacja gospodarcza kraju jest trudna.
To zamknięcie w domach wygenerowało swego rodzaju pustkę informacyjną. I w naturalny sposób zwiększyło zainteresowanie tym, co przedstawiają media, które chciały pokazać odbiorcom jak najwięcej informacji. Nigdy wcześniej nie widziałem tak dużego zainteresowania komunikatami z danymi i analizami, jak w marcu i kwietniu tego roku. Media potrzebowały danych co będzie dalej, bo ich czytelnicy i widzowie wciąż szukali tego typu informacji.
Niestety popyt na informacje przełożył się też na większe dotarcie różnego rodzaju teorii nie popartych danymi i rzetelną analizą. Odsianie prawdy i wiarygodnej informacji przez odbiorców jest w takiej sytuacji bardzo trudne. Sam widziałem wiele badań realizowanych na niewielkich grupach i przy niereprezentatywnym doborze prób. Do tych danych dorabiano stanowcze wnioski, które miały prognozować sytuację i pokazywać kondycję gospodarki, pomimo tego, że tak realnie pokazywały tylko niewielki wycinek ówczesnej sytuacji. To bardzo niebezpieczne i mało wiarygodne. Opinie mieszały się z faktami, powstał ogromny chaos informacyjny. Pojawiła się też ewidentna dezinformacja na temat pandemii. Przykład – niedawno opublikowano wyniki śledztwa dziennikarskiego TIME, na temat rosyjskich botów, które rozsiewały nieprawdziwe informacje o brytyjskiej szczepionce na koronawirusa. To może powodować wzrost niepokoju i wpływać na zachowania ludzi. Konsumenci szukają informacji, gdzie się tylko da, nie zawsze trafiają na te prawdziwe. Już sam fakt, że istnieje duża grupa ludzi, którzy kwestionują istnienie koronawirusa jest przerażający.
Obecny kryzys jest jednak zupełnie inny. Po pierwsze przyszedł nagle, po drugie – dotyczy każdego z nas. W pierwszym kwartale mieliśmy – praktycznie z dnia na dzień – zaciągnięcie hamulców w całej światowej gospodarce. Drugi kwartał być dla gospodarek wszystkich państw bardzo trudny. Ale to był też etap wdrażania różnego rodzaju planów i pakietów pomocowych, dzięki czemu można było zauważyć pewnego rodzaju odbicie gospodarcze. Ale to jednak okazało się zbyt mało, aby ustabilizować sytuację. Ciekawym przykładem może być Szwecja, która zdecydowała się nie zatrzymywać gospodarki. Jednak mimo braku odgórnych obostrzeń, ludzie i tak zamknęli się w domach, bezrobocie wzrosło i dziś sytuacja gospodarcza kraju jest trudna.
To zamknięcie w domach wygenerowało swego rodzaju pustkę informacyjną. I w naturalny sposób zwiększyło zainteresowanie tym, co przedstawiają media, które chciały pokazać odbiorcom jak najwięcej informacji. Nigdy wcześniej nie widziałem tak dużego zainteresowania komunikatami z danymi i analizami, jak w marcu i kwietniu tego roku. Media potrzebowały danych co będzie dalej, bo ich czytelnicy i widzowie wciąż szukali tego typu informacji.
Niestety popyt na informacje przełożył się też na większe dotarcie różnego rodzaju teorii nie popartych danymi i rzetelną analizą. Odsianie prawdy i wiarygodnej informacji przez odbiorców jest w takiej sytuacji bardzo trudne. Sam widziałem wiele badań realizowanych na niewielkich grupach i przy niereprezentatywnym doborze prób. Do tych danych dorabiano stanowcze wnioski, które miały prognozować sytuację i pokazywać kondycję gospodarki, pomimo tego, że tak realnie pokazywały tylko niewielki wycinek ówczesnej sytuacji. To bardzo niebezpieczne i mało wiarygodne. Opinie mieszały się z faktami, powstał ogromny chaos informacyjny. Pojawiła się też ewidentna dezinformacja na temat pandemii. Przykład – niedawno opublikowano wyniki śledztwa dziennikarskiego TIME, na temat rosyjskich botów, które rozsiewały nieprawdziwe informacje o brytyjskiej szczepionce na koronawirusa. To może powodować wzrost niepokoju i wpływać na zachowania ludzi. Konsumenci szukają informacji, gdzie się tylko da, nie zawsze trafiają na te prawdziwe. Już sam fakt, że istnieje duża grupa ludzi, którzy kwestionują istnienie koronawirusa jest przerażający.
Jaka jest rola mediów w tym czasie?
W świecie idealnym media powinny weryfikować informacje, które otrzymują oraz sprawdzać, kto jest ich nadawcą. Jednak musimy pamiętać, że same media również znalazły się w bardzo trudnej sytuacji – trzeba było przeorganizować tryb działania, często zorganizować odpowiednią infrastrukturę do pracy zdalnej. Pamiętajmy też, że to ludzie robią media, dziennikarze też nie wiedzieli co będzie dalej. Nie raz pytali mnie na offie – Panie Andrzeju, ale tak między nami – to co się będzie działo? Oni też żyli w stresie i strachu.
Obecny kryzys to pierwszy, jaki toczy się w świecie infotaiment. Jest transmitowany na żywo i przez cały czas. Nie oszukujmy się, że w momencie, kiedy w zasadzie przez 24 godziny na dobę słyszymy o kryzysie, to nie będzie to negatywnie wpływać na nasze nastroje i poczucie zagrożenia. Dodatkowo, świat mediów społecznościowych powoduje powstawanie baniek informacyjnych, które często utwierdzają ludzi o istnieniu rzeczywistości całkowicie fikcyjnej. Dobrze obrazuje ten wątek dokument Social Dilema. Te bańki powodują też narastanie frustracji – stąd w wielu największych miastach na świecie mieliśmy demonstracje i masowe protesty antycovidowców.
Musimy też mieć świadomość, że ten kryzys dużo bardziej dotyka ludzi młodych. To oni bardziej żyją w świecie socialmediowych baniek informacyjnych. Ale to oni też są słabsi na rynku pracy i oni jako pierwsi odczuli efekty lockdownu. Branże, które stanęły, zatrudniały właśnie ludzi młodych, często na umowach cywilnoprawnych, łatwo było z dnia na dzień ich zwalniać.
Obecny kryzys to pierwszy, jaki toczy się w świecie infotaiment. Jest transmitowany na żywo i przez cały czas. Nie oszukujmy się, że w momencie, kiedy w zasadzie przez 24 godziny na dobę słyszymy o kryzysie, to nie będzie to negatywnie wpływać na nasze nastroje i poczucie zagrożenia. Dodatkowo, świat mediów społecznościowych powoduje powstawanie baniek informacyjnych, które często utwierdzają ludzi o istnieniu rzeczywistości całkowicie fikcyjnej. Dobrze obrazuje ten wątek dokument Social Dilema. Te bańki powodują też narastanie frustracji – stąd w wielu największych miastach na świecie mieliśmy demonstracje i masowe protesty antycovidowców.
Musimy też mieć świadomość, że ten kryzys dużo bardziej dotyka ludzi młodych. To oni bardziej żyją w świecie socialmediowych baniek informacyjnych. Ale to oni też są słabsi na rynku pracy i oni jako pierwsi odczuli efekty lockdownu. Branże, które stanęły, zatrudniały właśnie ludzi młodych, często na umowach cywilnoprawnych, łatwo było z dnia na dzień ich zwalniać.
Do czego to może doprowadzić?
Ludzie młodzi, na progu kariery zawodowej, dużo szybciej dezaktywizują się zawodowo. Po utracie pracy często nie szukają już nowej, a jeśli muszą pracować, godzą się na dużo gorsze warunki. Obserwujemy to w wielu krajach.
W konsekwencji, odbudowa rynku pracy po kryzysie jest dużo dłuższym procesem niż odbudowa samej gospodarki. Było to widać po kryzysie finansowym – kraje wróciły do wcześniejszych wskaźników gospodarczych w 4-5 lat, a rynki pracy odbudowały się w dekadę.
To co dzieje się dziś będzie miało więc długofalowe skutki. Pamiętajmy, że to ludzie młodzi chętniej wychodzą na ulice, aby wyładować frustrację i nienawiść. Już to obserwujemy – wybuchają ogniska, a do wybuchu wystarczy pretekst. Na przykład Black Lives Matters – ma nie tylko podłoże rasowe, ale czysto ekonomiczne. Bo to nie biały mężczyzna jest ofiarą kryzysu, to osoby wykonujące najgorsze, najmniej płatne prace, bez zabezpieczenia – oni jako pierwsi odczuwają skutki kryzysu. Młodzi, wykształceni biali przeszli na tryb pracy zdalnej, można powiedzieć, że nie odczuli kryzysu. To zjawisko obserwujemy w wielu krajach, nie tylko w USA, także w Niemczech, we Francji czy w Izraelu.
Dlatego uważam, że skutki COVID-19 w sferze społecznej mogą dotykać nas przez dekadę, a nawet dłużej. To będzie doświadczenie całego pokolenia - koronapokolenia. Musimy mieć bowiem świadomość, że obecne uderzenie w rynki pracy było 10 razy większe niż w czasie kryzysu finansowego w 2009 roku. To co dzieje się dziś można porównać tylko do wielkiego kryzysu z lat 20. To wtedy pojawiło się „stracone pokolenie”, a konsekwencją był wybuch II Wojny Światowej.
W konsekwencji, odbudowa rynku pracy po kryzysie jest dużo dłuższym procesem niż odbudowa samej gospodarki. Było to widać po kryzysie finansowym – kraje wróciły do wcześniejszych wskaźników gospodarczych w 4-5 lat, a rynki pracy odbudowały się w dekadę.
To co dzieje się dziś będzie miało więc długofalowe skutki. Pamiętajmy, że to ludzie młodzi chętniej wychodzą na ulice, aby wyładować frustrację i nienawiść. Już to obserwujemy – wybuchają ogniska, a do wybuchu wystarczy pretekst. Na przykład Black Lives Matters – ma nie tylko podłoże rasowe, ale czysto ekonomiczne. Bo to nie biały mężczyzna jest ofiarą kryzysu, to osoby wykonujące najgorsze, najmniej płatne prace, bez zabezpieczenia – oni jako pierwsi odczuwają skutki kryzysu. Młodzi, wykształceni biali przeszli na tryb pracy zdalnej, można powiedzieć, że nie odczuli kryzysu. To zjawisko obserwujemy w wielu krajach, nie tylko w USA, także w Niemczech, we Francji czy w Izraelu.
Dlatego uważam, że skutki COVID-19 w sferze społecznej mogą dotykać nas przez dekadę, a nawet dłużej. To będzie doświadczenie całego pokolenia - koronapokolenia. Musimy mieć bowiem świadomość, że obecne uderzenie w rynki pracy było 10 razy większe niż w czasie kryzysu finansowego w 2009 roku. To co dzieje się dziś można porównać tylko do wielkiego kryzysu z lat 20. To wtedy pojawiło się „stracone pokolenie”, a konsekwencją był wybuch II Wojny Światowej.
Odeszliśmy dość daleko od tematu komunikacji, jednak mam wrażenie, że to ważniejszy temat. Chcesz powiedzieć, że COVID doprowadzi do nieodwracalnych zmian na świecie?
Może tak być i nie będą to zmiany pozytywne. COVID może nas przybliżyć do świata znanego z filmu „Joker” Christofera Nolana. Świata chaosu, anarchii i ogromnego - jeszcze większego niż dzisiejsze – rozwarstwienia społecznego. A od tego ze świata Jokera już tylko krok do świata „Elizjum”. Nie chciałbym, żeby tak było.
Co można zrobić, że by tak nie był? Czy już nie tylko 2020, ale i 2021 rok jest już stracony?
Konsensus ekonomiczny zakłada, że przyszły rok będzie czasem odbudowy ekonomicznej, jednak, jeśli szybko nie będzie szczepionki – to może się nie udać i dopiero w roku 2022 będziemy mogli powiedzieć, że wracamy na stabilne tory. Przed nami kluczowe miesiące – to teraz musimy udowodnić, że bez zamykania całej gospodarki potrafimy spowolnić rozwój pandemii i w niej funkcjonować. Pamiętajmy, że grypa Hiszpanka miała w zasadzie 3 sezony – wiosenny, zimowy i znów wiosenny. Oczywiście dziś mamy inne okoliczności, technologię i gospodarkę globalną. Jednak bez szczepionki pandemia sama nie zniknie, a tej dziś jeszcze nie mamy.
A kto globalnie najmniej ucierpi na koronawirusie?
Paradoksalnie, najmniej ucierpieć może na tym gospodarka chińska. Dziś widzimy, że jako jedyna z krajów rozwiniętych ma szanse zakończyć rok na plusie. Chińczycy podjęli drastyczne środki dławienia epidemii na niespotykaną skalę, często łamiąc prawa człowieka. Dziś wydaje się, że mają ją pod kontrolą. To, w sytuacji, kiedy reszta świata znów staje pod naporem drugiej fali, daje Chinom paliwo do jeszcze szybszego wychodzenia na prostą. Rola Państwa Środka w światowej gospodarce wzrośnie jeszcze bardziej.
Może coś pozytywnego na koniec?
W językach europejskich “kryzys” oznaczał (a w wielu wciąż oznacza) przełomowy moment, w który decyduje się przyszłość. To dziś w ramach tej pandemii wykuwane są podwaliny pod nowe trendy i warto się temu przyglądać, by w odpowiednim momencie się pod nie podpiąć. Zmiana dotychczasowych modeli dla wielu będzie bolesna, ale zmiana otwiera również nowe możliwości, które wręcz trzeba wykorzystywać.
Rozmawiał Marek Gieorgica
Rozmowa została przeprowadzona 16 października 2020 roku